Rozerwane Więzi

Obrazek - Rozerwane więzi

28 maja, 2023

Brasław w okresie międzywojennym

Ile razy jestem w Brasławiu, tyle razy mam wrażenie, że czas zatrzymał się tu na początku XX wieku.

I tylko „nowe osiedla” z brzydkimi, betonowymi blokami, zaburzają harmonię. Całe szczęście, że wybudowano je daleko od centrum, na obrzeżach miasta.

Uwielbiam spacerować głównymi uliczkami Brasławia.

Nad ich niską, drewnianą (w przewadze) zabudową, unosi się melancholijny klimat kresowej prowincji.

Małe, drewniane domki otoczone sadami i ogródkami pełnymi kwiatów…

Niespieszący się donikąd ludzie….

Brak komercji…

Swojskość…

Niektóre z domków pamiętają – jak się tu mówi – „czasy polskie”.

Cofnijmy się o ponad sto lat nie dlatego, żeby pokazać jak było dobrze (bo, nie oszukujmy się, super nie było), ale dlatego, by przywołać ten czas, gdy Brasław rozwijał się tak intensywnie, jak nigdy dotąd i nigdy później.

Najpierw jednak był czas, gdy

„Las płacze, ziemia płacze,

w pożarach stoi świat”

Od 1915 do 1918 roku niedaleko miasta przebiegała linia frontu rosyjsko-niemieckiego.

Po wycofaniu się Niemców (grudzień 1918), przy dużym współudziale sowietów, w Brasławiu powstał Rewkom (Wojenno-Rewolucyjny Komitet).

Rejon wszedł w skład Litewskiej Republiki Radzieckiej (od lutego 1918 – Radzieckiej Socjalistycznej Republiki Litewskiej).

We wrześniu 1919 roku znów w okolicach miasta zagrały karabiny.

To Polskie Wojsko parło na wschód.

Niedługo tu jednak zostało. W lipcu 1920 roku, w czasie ofensywy Tuchaczewskiego, nasza Armia Rezerwowa nie zdołała obronić zajętego wcześniej terenu.

Pod koniec 1919 r. i na początku 1920 r. w Brasławiu działał szpital polowy nr 602, w którym zmarło kilkudziesięciu żołnierzy 3 Dywizji Piechoty (głównie z 8 pułku piechoty legionów). Wszyscy pochowani są na miejskim cmentarzu (Nawiasem mówiąc, wielki szacunek należy się Denisowi Krawczenko, Czesławowi Remizowicz i innym za odnowienie brasławskich grobów polskich Żołnierzy).

Dopiero jesienią tego roku Wojsko Polskie ostatecznie opanowało teren nad Dźwiną i Dzisną.

W wyborach do Sejmu Litwy Środkowej (rok 1922), Brasław był jednym z 12 okręgów wyborczych.

Wygrała frakcja polska.

Po ,,Buncie Żeligowskiego”, 20 lutego 1922 roku, sejm wileński podjął uchwałę o przyłączeniu Ziem Środkowolitewskich do Polski.

Wówczas to Brasław znalazł się formalnie w granicach II Rzeczypospolitej.

Szybko stał się stolicą powiatu w województwie wileńskim.

„Kiedy umilkły działa armatnie”, wiele brasławskich matek opłakiwało swoich synów, którym nie dane było wrócić z frontu. Wiele żon nadaremnie wypatrywało swoich mężów.

Żałobę potęgowały zniszczenia wojenne spowodowane, zbyt długo trwającymi na tym terenie, walkami oraz rabunkową działalnością wojsk przetaczających się wielokrotnie przez te Ziemie.

Bieda i rozpacz…..

Ale również nadzieja na lepsze jutro!

Obszar, na którym leżał Brasław nigdy nie był „oczkiem w głowie” władz. Nikt nie dbał o rozwój tego terenu.

Zniszczenia wojenne pogłębiły tę beznadzieję.

Zapyziały, najbiedniejszy skrawek Europy!

Czy zdoła się podźwignąć?

Marne były na to szanse.

Nie było żadnego przemysłu i co więcej, również żadnych widoków na to, że raptem dokona się na tych terenach rewolucja gospodarcza.

Kraj zapomniany przez Boga i ludzi!

W Brasławiu mieszkało wówczas 1600 osób.

Nie było brukowanych ulic, nie było chodników.

Zniszczone działaniami wojennymi domy, straszyły nadpalonymi kikutami kominów.

Te budynki, które uniknęły dewastacji, ze starości zapadały się w ziemię.

Jako-taki wygląd miały jedynie kościół, cerkiew i szpital (Być może z racji tego, że były jedynymi w mieście murowanymi budowlami).

Miasto było praktycznie odcięte od świata. Kolej tu nie dojeżdżała, a drogi, przez lata nieremontowane, jesienią i wiosną zamieniały się w błotniste wstęgi, ciągnące się między polami.

Diabeł mówił tu dobranoc!

Ale od 1919 roku jednej rzeczy nie można odmówić Brasławowi, a mianowicie szczęścia do nowych włodarzy.

To szczęście zaczęło się w 1919 roku i nazywało się Bohdan Sachno (1919-1920).

W czasie kadencji tego, pochodzącego z Inflant, starosty, Brasław z miesiąca na miesiąc zmieniał swój wygląd.

Głównie ulice zostały utwardzone, zniszczone w czasie wojny domy, odbudowane.

Jednym zdaniem – przygotował on grunt do działania kolejnym włodarzom powiatu

Dzieło odbudowy, choć już nie z tak wielkim rozmachem, kontynuowali następni starostowie (Wacław Szadurski, Mieczysław Mistal).

W lipcu 1933 roku Wojewoda Wileński powołał na stanowisko Starosty Powiatu Brasławskiego Żelisława Januszkiewicza.

Tego człowieka, chyba sam Bóg przysłał na Brasławszczyznę!

Energiczny, pracowity oraz ustosunkowany (a było to bardzo ważne) człowiek, zasłużył się powiatowi jak nikt inny.

W ciągu dziesięciu lat jego pobytu w Brasławiu, nastąpiło tu coś, co ośmieliłabym się nazwać skokiem cywilizacyjnym.

Na początku jego rządów w mieście powstała Spółdzielnia Rolniczo-Handlową „Rolnik”, która szybko opanowała handel hurtowy artykułami spożywczymi i rolniczymi w całej okolicy (do tej pory sprzedażą zajmowali się Żydzi, którzy, nie mając konkurencji, narzucali wysokie ceny)

Wybudowano piekarnię mechaniczną i olejarnię.

Zaczęły działać rynki.

W centrum miasta stanęła Spółdzielnia Stolarsko-Budowlana „Dobrobyt” i zaczęła dostarczać na rynek niezbędne (zwłaszcza na terenie, który zaczął się intensywnie rozwijać ) materiały budowlane.

Już w latach dwudziestych w Brasławiu, Drui Dryświatach i Miorach, Turmoncie i Widzach uruchomiono pierwszą na tym terenie elektrownię. Wyobrażam sobie jakim szokiem dla mieszkańców tych miasteczek musiał być fakt że, dzięki szklanej kuli zawieszonej pod sufitem, w izbach zrobiło się jasno.

Podjął również decyzję o połączeniu podległego mu terenu, koleją wąskotorową. Miała ona być spięta z całym stalowym szlakiem Wileńszczyźny.

Jak, przysłowiowe, grzyby po deszczu, powstały stacje kolejowe nie tylko w Brasławiu ale również w okolicznych miasteczkach: w Opsie, Słobódce, Drui, Rymszanach, Turmoncie.

Był to, jak się później okazało, bardzo dobry pomysł.

Oddał on Brasławszczyznę światu a i ten „świat” zaprosił na Brasławsczynę.

Starosta Januszkiewicz już po roku swojej pracy w Brasławiu, wiedział doskonale, że więcej osiągnie, mając wokół siebie mądrych, wykształconych i oddanych sprawie, ludzi.

Ściągniecie tych najlepszych na daleką prowincję, graniczyło jednak z cudem.

Kto chciałby przyjechać tu bez rodziny?

Kto chciałby mieszkać w, wynajmowanych od mieszkańców miasta, izbach?

Ale…

Na Kresach trwała akcja budowy tzw. Kolonii Urzędniczych.

Januszkiewicz zaczął się usilnie strać, by władze Rzeczypospolitej włączyły Brasław w to przedsięwzięcie.

Udało się!!!

W 1924 roku znany wileński architekt profesor USB Juliusz Kłos, zaprojektował osiedle-ogród.

Już w 1926 roku wybudowano osiem domków drewnianych i trzy murowane, wszystkie w, modnym wówczas, stylu zakopiańskim. 26 nowiutkich mieszkań czekało na lokatorów.

Niemożliwością było to, by ktoś, kto tu przyjechał i zobaczył swoje przyszłe lokum, nie zakochał się w tym miejscu.

„Domki” (bo tak wówczas nazywano Kolonię Urzędniczą) stały w zachodniej części miasta, na lekkim wzniesieniu sięgającym brzegu Jeziora Drywiaty.

Widok rozciągający się z okiem wart był majątek!

Białe budyneczki, nakryte czerwonymi dachami,z pięknie zdobionymi oknami, stały wśród ogródków różanych. Uliczki do nich wiodące, były starannie wybrukowane i zaopatrzone w chodniki ułożone równiutko z dużych betonowych płyt.

Wszystkie domki miały kanalizację i własną sieć wodociągową. W Brasławiu nikt wcześniej nie słyszał o takich udogodnieniach.

Dwa lata po oddaniu do użytku „Domków”, zaczęto budować gmach starostwa (wcześniej zajmował pomieszczenia w dawnym szpitalu powiatowym).

Projekt jego wykonał inżynier Jarosław Giryn.

W 1929 roku budynek był gotowy.

Przypominał dworek magnacki w stylu neoklasycystycznym.

Oprócz biur Starostwa, mieścił się w nim inspektorat szkolny, komenda policji, zarząd drogowy, archiwa i magazyny.

Nieco później, bo za kadencji kolejnego Starosty Brasławskiego, w 1936 roku przed gmachem, z wielką pompą, odsłonięto, wykonany i podarowany Brasławowi przez rzeźbiarza – Alfonsa Karnego – pomnik Józefa Piłsudskiego.

Gdy sowieci weszli, w 1939 roku, do Brasławia, kilku mieszkańców miasteczka zdemontowało pomnik i ukryło go w sobie tylko wiadomym miejscu.

Władze radzieckie nigdy nie dowiedziały się gdzie jest owe tajne miejsce ukrycia Marszałka (choć szukały zawzięcie)

Dopiero po wojnie, Jan Klenowicz (dawny mieszkaniec Brasławia, „Andersowiec”, który wyemigrował po wojnie do USA) odzyskał i przemycił przez granicę (dosłownie) popiersie Piłsudskiego. Przekazał je Muzeum w Sulejówku.

Wszystkie te budynki stawiane za czasów rzędów Żelisława Januszkiewicza przetrwały po dzień dzisiejszy.

W siedzibie dawnego starostwa jest dziś Brasławski Rejonowy Komitet Wykonawczy. Strzeże go srebrny pomnik Lenina…

W tym czasie, gdy budowano gmach starostwa, powstał projekt cmentarza miejskiego, otoczonego murami z cegieł z pięknymi bramami wejściowymi (dziś można tam zobaczyć jedynie fragmenty murów i bram)

Po wyprowadzeniu się urzędników z gmachu szpitala przy ulicy 3-go Maja, budynek poddano gruntownemu remontowi i zwrócono służbie zdrowia.

Starosta Januszkiewicz dbał również o zlikwidowanie analfabetyzmu na podległym mu terenie. Za jego kadencji wybudowano większość szkół w powiecie . Władze Starały się, by pracowali w nich dobrze wykształceni nauczyciele z żyłką społeczników.

Pewnie zapytacie Państwo jak pozyskiwano fundusze na te wszystkie inwestycje, bo takich miast jak Brasław było przecież w ówczesnej Polsce wiele.

Jedną z metod, jakie zastosował starosta Januszkiewicz, było zapraszanie tu i goszczenie tzw. władz wyższych. Wiedział on doskonale, że po każdej takiej wizycie, miasto ma duże szanse na otrzymanie kolejnych dotacji finansowych i pożyczek.

Spryt Januszkiewicza podpowiadał mu również, że organizując te wizyty, powiat brasławski osiągnie jeszcze co najmniej dwie korzyści.

Jedną z nich było poparcie władz centralnych Rzeczypospolitej bardzo dużej inwestycji, którą planował starosta.

Było to dofinansowanie do osuszana ogromnej powierzchni zlewisk, łąk i pastwisk oraz uregulowania rzeki Drujki (dopływ Dźwiny).

W powiecie brasławskim, leżącym wśród jezior i rzek, powodzie były powszechnością. Woda niszczyła zbiory, pozbawiała dachu nad głową rolników, powodowała śmierć wielu mieszkańców tego terenu.

Nic więc dziwnego, że starosta myślał o pozbyciu się tego zagrożenia.

By go zrealizować, zaczął od narady z właścicielami ziemskimi z terenu powiatu. Namówił ich do założenia tzw. Spółki Wodnej. Celem tego przedsięwzięcia miało być uregulowanie biegu Drujki a tym samym osuszenie znajdujących się w ich dobrach użytków rolnych. Obliczono koszty. Okazało się, że przerosną one najśmielsze oczekiwania. Nie wystarczą środki pochodzące z kieszeni okolicznych ziemian i funduszu samorządu powiatowego.

Potrzeba było dużo więcej.

No cóż…

W 1929 roku powiat dostał dofinansowanie tego przedsięwzięcia…

Druga korzyść nie wiązała się bezpośrednio z dotacjami, a raczej z promocją.

Każdy wyjazd członka rządu był wówczas szeroko komentowany w prasie.

Januszkiewicz dostrzegł w tym szansę dla Brasławia.

Bardzo szybko po objęciu rządów, zorientował się, że nie ściągnie przedsiębiorców na Ziemię Brasławską. Postanowił wykorzystać kapitał tej Krainy, wynikający z piękna przyrody.

„Druga Finlandia” – tak wówczas lansowano Brasławszczyznę.

W czasie odwiedzin tej Ziemi przez notabli (prezydent Ignacy Mościcki, Felicjan Sławoj-Składkowski, ówczesny minister spraw wewnętrznych, Władysław Raczkiewicz, marszałek senatu i wojewoda nowogródzko-wileński i inni) starosta bardzo się starał, by zdjęcia z tych oficjalnych wizyt ukazywały (między innymi) piękno powiatu brasławskiego.

Jednocześnie w krajowej prasie trwała oddzielna akcja promowania Brasławszczyzny.

Nastąpiła „moda na Brasław”

Promocja rejonu była wręcz porażająca.

Nie było tygodnia, by w jakiejś gazecie czy czasopiśmie ogólnopolskim nie pojawił się artykuł opisujący piękno Brasławszczyzny

Po ukazaniu się książki Ottona Hedemanna, opisującej historię powiatu brasławskiego, dziennikarze pieli z zachwytu nad tym, jakie to wspaniałe dzieło literackie trafiło do rąk czytelników. Podobne słowa entuzjazmu można było przeczytać o reportażu z kajakowej włóczęgi „Przez rzeki i jeziora Brasławszczyzny” Adama Wisłockiego.

W międzyczasie włodarze powiatu, prowadzili rozmowy z władzami Centralnego Instytutu Wychowania Fizycznego (obecna Akademia Wychowania Fizycznego w Warszawie) o bardzo korzystnych warunkach, które C.I.W.F otrzyma, jeśli zdecyduje się na budowę akademickiej bazy treningowej w Brasławiu.

Widać, byli dobrymi negocjatorami, bo dość szybko osiągnęli swój cel.

Także członkowie Ligi Morskiej i Kolonialnej oraz innych mniejszych organizacji stali się częstymi bywalcami na Brasławszczyźnie. I co ciekawe – przyjeżdżali tu nie tylko latem, ale również zimą (a zimy na tam są zdecydowanie dłuższe i bardziej mroźne niż u nas).

Udało się!

Latem rozwijały się sporty wodne, odbywały się regaty i spływy kajakowe.

Zimą, na zamarzniętej tafli Jeziora Drywiaty, turyści jeździli na łyżwach, brali udział w zawodach konnych kłusaków w zaprzęgach sannych oraz wyścigach bojerów.

Pagórkowaty teren sprzyjał też rozwojowi narciarstwa.

Brasław rozkwitał!

Zagospodarowano plaże.

Wybudowano szereg przystani.

Powstały korty tenisowe, boiska lekkoatletyczne, trasy narciarskie.

Na Górze Zamkowej, którą władze odkupiły z rąk prywatnych, urządzono piękny park widokowy.

Jak grzyby po deszczu, rosły pensjonaty, hotele i restauracje. Powstało nawet schronisko szkolne (przy szkole powszechnej przy u. Ikaźnieńskiej)

Odniósłszy niezaprzeczalny sukces, władze powiatu nie spoczęły na laurach.

By ściągnąć jeszcze więcej turystów, wymyślono szkołę szybowcową.

Zorganizowała ją Liga Obrony Powietrznej i Przeciwgazowej.

Na jej zajęcia uczęszczała, oprócz przyjezdnych, również miejscowa młodzież.

Myślę, że dlatego tak wielu żołnierzy Królewskich Sił Powietrznych (RAF-u), służących w czasie II wojny światowej w „polskich” dywizjonach, pochodziło z Brasławszczyzny (Mikołaj Kirkilewicz, Jan Klenowicz, Feliks Wares, Wincenty Sterynowicz, Marian Chomicki, Leonard Ugarenko, Bronisław Dalecki, Antoni Gugas, Wacław Łapkowski, Adam Białoszewski, Zygmund Pietrasiewicz, Marian Stoma, Henryk Wróblewski, Bogusław Morski, Jarosław Świderski, Aleksander Bujnicki, Piotr Jesionowicz). To tu zaszczepiono im żyłkę latania.

Z mojego opisu mogłoby się wydawać, że starania o awans Brasławia przebiegały bez zakłóceń.

Nic bardziej mylnego.

Rozwój miasta hamował kryzys gospodarczy i klęski żywiołowe.

W maju 1929 roku, a później wiosną 1935 roku, powódź zniszczyła większość zabudowań przy głównej ulicy miasta (ul. Piłsudskiego).

W czasie klęsk, Brasławszczanie doświadczali czegoś, co można by nazwać ogólnopolską solidarnością (szkoda, że teraz przezywamy jej deficyt!)

Dzięki pomocy tysięcy ludzi, którzy dobrowolnie przekazywali datki na pomoc powodzianom (czy teraz byłoby to możliwe???), miasto i powiat każdorazowo po każdej klęsce, odżywały i nadrabiały straty.

Dzieło rozwoju Brasławszczyzny kontynuowali następcy starosty Żelisława Januszkiewicza.

Kolejny włodarz powiatu – Stanisław Trytek, Hallerczyk, uczestnik wojny polsko-bolszewickiej w 1920 roku, odznaczony Krzyżnem Virtuti Militari i Krzyżem Walecznym na Polu Chwały – włączył do akcji promowania podległego mu terenu, elementy „wojskowości”.

Jak to zrobił?

W niedalekiej odległości od Brasławia, w Rackim Borze, stacjonowała jednostka KOP.

Pan Trytek, po naradzie z dowódcą tego ugrupowania, zadecydował, że tam właśnie, będą organizowane obozy przysposobienia wojskowego dla młodzieży z całej Polski.

Pomysł „chwycił” i na Brasławszczyznę, oprócz letników (z Polski i zza granicy!) i sportowców, zaczęli przyjeżdżać uczniowie szkół średnich i Harcerze Kresowi, by oprócz wypoczynku, ćwiczyć tu musztrę, strzelanie i samodyscyplinę.

Ostatnim polskim starostą brasławskim był Bohdan Wendorff.

Niecałe dwa lata kontynuował on dzieło swoich poprzedników.

I nadszedł tragiczny wrzesień 1939 rok…