W dawnym powiecie brasławskim pierwszy raz usłyszałam taki wiersz:
„Zawsze z dala od drogi, wśród cmentarnej krzewiny,
Otoczony przez ciernie i gałązki leszczyny,
Krzyż tam stoi ubogi, lecz rzeźbiony misternie,
Na nim napis wyryty słowem prostym, serdecznym:
„Polski żołnierz nieznany zasnął w polu snem wiecznym”.
W dzień Zaduszny, choć łzami płaczą drzewa jesieni,
Grób kwiatami się mieni.
Jak promienna zorza, prośba w niebo uderza:
Pobłogosław o Boże, krew polskiego żołnierza…”
Długo nie wiedziałam kto jest jego autorem. Dziś już znam jego nazwisko. To Edward Czechowicz syn Władysława – strażnik grobów AK-owców, którzy zgineli w potyczce z sowietami pod wsią Marcebolino (o tym napiszę później).
Na terenie Brasławszczyzny walczyły dwie brygady AK – 23 ( http://www.muzeum-ak.pl/…/File/wilno-brygada-ostrogi.pdf) i 24 Brygada Armii Krajowej (http://www.muzeum-ak.pl/…/wilno-brygada-wawrzeckiego.pdf)
Ich akcje nie były zbyt spektakularne. Najczęściej nękali wroga, prowadzili akcje sabotażowe, drobne potyczki.
Obie jednostki wpadły w sowieckie łapy.
24 Brygada nie dotarła na koncentrację wojsk mającej się rozpocząć Akcji „Burza”. Sowieci otoczyli i aresztowali Ich w rejonie wsi Karoluńce.
23 Brygadę sowieci rozbroili pod Wilnem w okolicach wsi Skorbuciany.
Mimo, że znaczna część Żołnierzy zginęła w potyczkach lub została aresztowana przez NKWD i wywieziona do Kaługi, część została w lasach i na bagnach Brasławszczyzny.
Napiszę o brasławskich „Kresowych Straceńcach” (nie jestem przekonana czy to właściwa nazwa), oddziałach partyzanckich, które po zakończeniu II Wojny światowej walczyły o wolność Ziemi Brasławskiej.
W polskiej literaturze opisującej walki po 1945 roku na terenie radzieckiej Białorusi, można znaleźć tylko wzmianki o leśnych oddziałach polskich.
Oficjalna historia naszych sąsiadów, w zasadzie, milczy na ten temat. Gdzieniegdzie można jedynie przeczytać, że „bandyci” przeszkadzali w budowaniu „świetlanej przyszłości” BSSR.
I wytwarza się wrażenie, że jedynie polscy partyzanci, którzy nie mogli pogodzić się z nowym porządkiem pojałtańskim, zbrojnie z nim walczyli.
A to nie jest prawdą!
Niezmierzone lasy brasławskie dawały schronienie zarówno Polakom, ale również Białorusinom (między innymi oddziałom Antona Tajanowicza, Griszmanowa, Chochłowa) i Litwinom (np. grupie Rokasa).
Mam wrażenie, że do tej pory u naszych wschodnich sąsiadów wciąż pokutuje propaganda, która określała oddziały narodowowyzwoleńcze mianem band. I rodziny tych bohaterskich „Straceńców” wstydzą się, że Pradziadek, Dziadek, Wujek i inni członkowie rodziny poszli z karabinem do lasu, by walczyć za Ojczyznę.
Czy to się kiedyś zmieni?
Czy kiedyś historycy białoruscy zmierzą się z tym tematem i właściwie uhonorują tych, którzy w trudnych latach powojennych desperacko walczyli o wolność?
W związku z tym, że nie znam tematyki działalności powstańczej grup białoruskich i litewskich, napiszę o poakowskich oddziałach leśnych funkcjonujących na Brasławszczyźnie po 1945 roku.
Dowódcami formacji (kolejno) byli:
– Kazimierz Stabulaniec ps. „Miłosz” (poległ w walce W marcu 1949 roku w Błażyszkach)
– Stanisław Bielus ps. „Skrzetuski”, „Skała” (zginął w październiku 1950 roku w czasie walki z oddziałami NKWD w lasach widzkich)
– Franciszek Wiszniewski (zginął w wyniku zdrady – sowieckie jednostki specjalne zlikwidowały oddział Wiszniewskiego w nocy z 11 na 12.09.1951 roku)
Były to jednostki świetnie uzbrojone, wyposażone w radiostacje zapewniające im kontakt z Londynem.
Młodzi (najczęściej) chłopcy i dziewczęta (głównie służba medyczna) ubrani w polskie mundury, walczyli przeciwko sowieckiemu aparatowi przemocy.
Współpracowali zarówno z partyzantką białoruską, jak i litewską.
Ich spektakularna, doskonale przygotowana akcja, miała miejsce w miasteczku Opsa 21-22 czerwca 1947 roku. Zlikwidowali wówczas urząd pocztowy i mleczarnię. Przejęli tajne dokumenty NKWD.
A oto kilka innych przykładów z przeprowadzonych działań opisanych w archiwach NKWD:
– 22 lutego 1945 r. We wsi Rożewo, z rąk „nieznanych bandytów zginął jeden z mieszkańców oraz jego żona, współpracownicy służb wewnętrznych
– 15 maja tego 1945 roku w mieście Opsa, został zabity przez niezidentyfikowanych bandytów komisarz rejonowy wydziału okręgowego NKWD oraz jeden mieszkaniec miasteczka.
– 6 maja 1945 roku we wsi Borki trzej nieznani bandyci uprowadzili do lasu i zabili instruktora komitetu okręgowego Konsomołu – Jermakowa oraz lidera pionierów – Nazarowa,
– W nocy 14 stycznia 1946 r. we wsi Podlejce trzej bandyci zabili byłego funkcjonariusza policji oraz sekretarza obwodowej komisji wyborczej
Podjęte środki: aresztowano 10 bandytów i 10 współpracowników bandytów, w tym: dezerterów z Armii Czerwonej – Polaka Szmulko, Białorusina Ryżiczenko, Polaków zdemobilizowany z Polskiej Armii – Szmulko, Aniśko i innych.
– W nocy 21 maja tego roku (1945) w wiosce Pulewicze, trzej uzbrojeni bandyci obrabowali pełnomocnika sielsawietu – Wołyńca.
– W nocy z 6 listopada 1945 r. we wsi Fiedorowszczyzna, 10 członków niezidentyfikowanej bandy, obrabowało lokalnego mieszkańca, Glota. Przejęli kosztowności i gotówkę w wysokości 6000 rubli. Ponadto pobili jego żonę i córkę. Zniszczyli również meble w mieszkaniu
W wymienionej wiosce ostrzelali też dom byłej przedstawicielki rady o nazwisku Mironow
– Na początku października 1948 r. grupa zbrojna „AK” z udziałem Belusa S., Kotelowicza Wacława, Bludina (Bludena) Antona i innych dokonała aktu terrorystycznego przeciwko funkcjonariuszowi powiatowej policji brasławskiego Departamentu Regionalnego MSW Iwana Jegorowicza Fenczenko, urodzonego w 1926 r. Bandyci celowo polowali na Fenczenkę, ponieważ jeden z miał podczas aresztowania zabitą siostrę. Fenchenko mieszkał we wsi Stankowicze w domu Barkowskiego K.K. Morderstwo zostało popełnione podczas ich trzeciej wizyty, kiedy zastali Fenchenko kąpiącego się. Najpierw został dotkliwie pobity gumową liną, a następnie zastrzelony.
– Późnym wieczorem 8 grudnia 1948 r. bandyci dokonali zbrojnego napadu na radę wsi Zalesie w obwodzie brasławskim. Bandyci wybili szyby Rady Wiejskiej, rozbili telefon i meble, strzelali w sufit. Kazali Annie Narel i Weronice Narel, które pełniły tam dyżur, pod groźbą użycia broni, aby wyjęły z szaf dokumenty sołectwa. Dokumenty spalili
– W nocy z 1 na 1 lipca 1950 r. dokonano zbrojnego ataku na siedzibę kołchozu „Prawda” we wsi Maciesze. Biuro kołchozu mieściło się w domu księgowego kołchozu Kondrata V.V. Uzbrojeni bandyci najechali dom Kondrata V.V., gdy był nieobecny. Przeprowadzili rewizję, zniszczyli dokumenty kołchozowe, zastraszyli członków rodziny Kondrata V.V.
– W nocy 15 sierpnia 1950 r. bandyci w liczbie 10 osób dokonali zbrojnego napadu na radę wsi i pocztę, znajdujące się we wsi Jody. Bandyci wybili szyby sołectwa, uszkodzili (spalili, podarli) dokumenty, ulotki, rozbili telefon na poczcie.
– 29 sierpnia 1950 r. Okręgowy inspektor podatkowy Okręgowego Widzowskiego Departamentu Finansowego Pantelejew V.T. i finansista rady wsi Dryświaty – Trukan Wiktor zostali zaatakowani przez bandytów. Bandyci zabrali zebrane podatki w wysokości około 7000 rubli, pieczęć i zniszczyli (podarli) dokumenty finansowe. Kijami pobito inspektora podatkowego i finansistę
– W nocy z 4 na 5 września 1950 r. bandyci: Szukszta S., Kotelowicz, Bludin, Kuszniewicz zaatakowali wieś Werki, powiat Widzovsky. Około trzeciej nad ranem zaczęli pukać do drzwi prezesa kołchozu, Drusa Franca. Początkowo nikt nie otwierał im drzwi. Bandyci zaczęli wyłamywać drzwi, aż w końcu właściciele wpuścili ich do domu. Bandyci byli uzbrojeni w karabiny maszynowe, przeszukiwali mieszkanie, zabierając pościel i koc. Drusa F. wywlekli na korytarz i dotkliwie pobili kijami. Był też kopany za to, że pracuje jako prezes. Tej samej nocy zaatakowano dom kierownika kołchozu Sarbantowicza Jegora, który również uległ groźbom bandytów i otworzył im drzwi. Z okrzykami „Pokonaj komunistę!” zaatakowali go i mocno bili kijami. W ciągu miesiąca Sarbantowicz E. był niezdolny do pracy.
– Późnym wieczorem 22 kwietnia 1951 r. członkowie gangu: Skurjat, Szukszta, Sinkiewicz, Ciesiul i inni dokonali aktu terrorystycznego wobec działaczy sowieckich: leśniczego leśnictwa Zamosze, Nikołaja Krot, księgowego kołchozu „Droga Lenina” Libika Franca i kołchoźnik Wirbla Petra we wsi Miłasze.
Przybywając do wsi bandyci okradli kilka rodzin. Wpadając do domu Libika, bandyci Ciesiul i Bludin zaczęli bić go tym, co pod ręką: kolbami karabinów, kijami, krzesłami. Bili go tak mocno, że podczas bicia połamali wszystkie krzesła i szynę, a Libik stracił przytomność podczas bicia. Pobito także matkę Libika. Potem udali się do domu leśniczego Krota. Jeden z bandytów (Szukszta) uderzył go, a następnie razem z Bludinem zastrzelili leśniczego celnymi strzałami. U ojca zamordowanego, Krota Juliana, w kurtce znaleźli pieniądze i jego partyzanckie dokumenty (mój komentarz – partyzantka sowiecka), które zostały podarte, a pieniądze zabrali. Następnie bandyci wrócili do domu Libika, a bandyta Ciesiul podpalił jego dom, w wyniku czego spłonął dom, budynki gospodarcze i inwentarz. Rodzice Libika, jego żona i dziecko uciekli w kierunku lasu, choć bandyci strzelali w ich kierunku. Następnie bandyci udali się do domu Wirbla, pobili go i obrabowali dom.
Czytając raporty NKWD, można odnieść wrażenie, że oddziały leśne były zbiorowiskiem kryminalistów, którym radość przynosiło zabijanie, grabienie i niszczenie.
Tak nie było!
W skład podziemia antykomunistycznego wchodzili patrioci, którzy nie mogli pogodzić się z zaborem ich „Małych Ojczyzn” przez ZSRR.
Widzieli terror, jaki niosła ze sobą nowa władza.
Patrzyli na rozpacz tych, którym na siłę zabierano własność i goniono do kołchozów.
Obserwowali jak pustoszały wioski, ponieważ ich mieszkańców wciąż wywożono na sybir.
Nie mogli pogodzić się z tym, że powstają nowe elity, składające się „z miernych, ale wiernych”.
I opuszczali swoje domy, rodziny, by przeciwstawić się zaistniałemu „porządkowi”
Likwidowali urzędników NKWD, czerwonych kołchozowych aktywistów, przedstawicieli bolszewickiej władzy.
Odbierali pieniądze, które wcześniej „krasna właść” ściągała w formie ogromnych podatków od właścicieli indywidualnych gospodarstw, chcąc w ten sposób przymusić ich do szybkiego przejścia do kołchozów.
Niszczyli sielsawiety, paląc całą dokumentację znajdującą się w tych urzędach.
I wbrew oficjalnej propagandzie, dużą pomoc walczącym niosła okoliczna ludność (nie tylko Polacy, ale również Białorusini).
Na Brasławszczyźnie ostatnie oddziały partyzanckie zostały zlikwidowane w 1951 roku. Ktoś mógłby powiedzieć – „Nie walczyli długo”. Należy jednak pamiętać, że po wojnie był to teren Związku Sowieckiego.
Do rozprawienia się tzw. bandami władza „rzuciła” ogromne siły milicji i wojska.
Na chybił-trafił bombardowano nawet lasy.
Oto jak dokumenty NKWD opisują likwidację poakowskich oddziałów polskich:
„Одной из самых активных на Полотчине была банда, включавшая бывших аковцев из Браславского обвода.
Она хозяйничала в Видзовском и Браславском районах в 1947-1951 годах.
В результате совместных действий госбезопасности и милиции было арестовано 14 и убито 20 бандитов. В числе последних, возглавлявших банду – Стабулянец, Белусь и Вишневский”
(Jednym z najbardziej aktywnych był gang, w skład którego wchodzili byli Akowcy z okręgu brasławskiego.
W latach 1947–1951 grupa działała w rejonie widzkim i brasławskim.
W wyniku wspólnych działań ze strony bezpieczeństwa państwa i milicji, 14 bandytów zostało aresztowanych, a 20 zabitych. Wśród tych ostatnich byli szefowie gangu – Stabulaniec, Belus i Wiszniewski).
Mam nadzieję, ze nazwiska tych Żołnierzy będzie kiedyś znała cała Brasławszczyzna.