Rozerwane Więzi

Obrazek - Rozerwane więzi

16 czerwca, 2023

Dwaj błogosławieni księża z Ikaźni – Władysław Maćkowiak i Stanisław Pyrtek

Od 1935 do 1939 roku w Ikaźni posługę duszpasterską sprawował jeden ksiądz – Jan Zawistowski.

Parafia była duża (prawie 4,5 tysiąca wiernych), a domy rozrzucone na sporym terenie, co dawało się to we znaki, zwłaszcza w czasie wizyt duszpasterskich.

Tak ciężka praca była ponad siły jednego człowieka.

Wiosną 1939 roku, w czasie Mszy św., ksiądz Zawistowski przedstawił parafianom wikariusza – księdza Władysława Maćkowiaka.

Na początku ludzie nie obdarzali „nowego” dużym zaufaniem. Jego młody wygląd (jak wspominała jedna z parafianek: „Mołodziek był”), a i przyzwyczajenie do księdza Jana (był kapłanem już 4 lata) powodowały, że wierni woleli kontaktować się z proboszczem Zawistowskim.

Niedługo jednak trwał taki stan.

Już po miesiącu wierni dziękowali Bogu za to, że abp. Jałbrzykowski przysłał do Ich parafii księdza Maćkowiaka.

Po dziś dzień starsi mieszkańcy Ikaźni wspominają Jego piękne, mądre kazania i przyjacielski, wręcz ojcowski stosunek do ludzi.

Latem 1939 roku w powietrzu czuło się już wojnę.

Ikaźnieńscy księża, w swych kazaniach, głosili treści patriotyczne, zapewniali o potędze Rzeczypospolitej.

17.09.1939 roku, w momencie przekroczenia przez sowietów granicy Polski, ksiądz Jan Zawistowski został odwołany z funkcji proboszcza w Ikaźni i wyjechał z miasteczka.

Parafianie wspominają, że brał on udział w I Wojnie światowej i w związku z tym obawiał się represji ze strony NKWD.

Ksiądz Maćkowiak został sam.

Mimo ogromu pracy, wywiązywał się ze swoich obowiązków wzorowo.

Jak do tej pory, Jego kazania były bardzo starannie przygotowane.

Znajdował też czas na odwiedzenie parafian.

Ale nie tylko…

To, o czym teraz napiszę jest mało znanym faktem. W oficjalnych publikacjach nikt tego nie przywołuje.

Ja te historie znam z opowiadań mojej Babci.

Ksiądz Maćkowiak wraz z grupą parafian spotykał się, najpierw w opuszczonym budynku w Ikaźni, później na pobliskich mszarach, by rozmawiać o obecnej sytuacji w okupowanym Kraju.

Wiedział, że jest to bardzo niebezpieczne, że sowieci nie odpuszczają spiskującym (Najbliżsi księdza Władysława zostali zesłani na sybir).

Ludzie wspominają Jego pierwszą samodzielną wizytę duszpasterską.

W parafii mieszkali i ci, którym powodziło się dobrze, ale również ci, którzy nie mogli sprostać narzuconym kontyngentom i popadali w coraz większą biedę.

W czasie tradycyjnej „Kolędy”, ksiądz Maćkowiak zostawiał pieniądze, które otrzymywał w bogatszych domach, u ubogich parafian. Robił to w taki sposób, by nie urazić nikogo. Wyjmował banknoty z kopert i chował je pod obrus leżący na stole, przy którym siedział. Nigdy się do tego nie przyznawał.

Zapytany, mówił zwykle: „Pan Jezus nagrodził was, pewnie, za waszą pobożność”

Ksiądz Władysław bardzo pomógł też, między innymi, mojej Babci.

Gdy dowiedział się o aresztowaniu Dziadka, przyszedł do zaścianka Zołwica, położył na komodzie banknoty i powiedział:

„To są pieniądze, które mogą pomóc w uwolnieniu twojego męża. Sowieci są przekupni. Jedź jutro do Brasławia i spróbuj je dać komu trzeba”

Kiedy Babcia starała się przekonać księdza, że ma pieniądze, ten odparł:

„Zostaw swoje pieniądze. Mogą się przydać tobie i dzieciom”

Myślę, że to zdarzenie nie było odosobnione i że ksiądz w ten sposób pomagał też innym rodzinom aresztowanych.

W czerwcu 1941 roku w Ikaźni pojawili się Niemcy (wojna niemiecko-sowiecka)

Parafia opłakiwała jeszcze setki sąsiadów zaginionych bez wieści, zamordowanych w więzieniu w Brasławiu i Berezweczu, wywiezionych na sybir…

Na początku wszyscy cieszyli się ze zmiany okupanta.

Nikt się nie spodziewał, że łagodni i niby-przyjaźni Niemcy lada chwila okażą się bestiami.

Mniej więcej w tym czasie do Ikaźni przyjechał nowy ksiądz – wikariusz Stanisław Pyrtek. Miał On pomóc proboszczowi Maćkowiakowi w pełnieniu posługi duszpasterskiej.

Parafianie wspominają, że mówił on inaczej niż wszyscy, odmiennie też niż ich proboszcz (I nic w tym dziwnego! ksiądz Maćkowiak wywodził się z Podlasia, a ksiądz Pyrtek z Podhala).

Słowa wypowiadane przez Niego brzmiały twardo, a akcent wydawał się śmieszny.

Na początku trudno Go było (zwłaszcza dzieciom) zrozumieć. Najmłodsi stronili więc od Niego.

Nie trwało to jednak długo.

Bardzo szybko ksiądz Stanisław stał się ulubieńcem dzieci i młodzieży. Bardzo się z nimi zaprzyjaźnił.

Księża podzielili między siebie pracę.

Proboszcz głosił kazania, a Wikariusz nauczał religii.

Ówczesne dzieci (dziś już staruszkowie) z wielkim rozrzewnieniem wspominają katechezy prowadzone przez księdza Stanisława.

Umiał On, jak żaden dotąd kapłan w Ikaźni, zainteresować najmłodszych Starym i Nowym Testamentem.

Mówił, tym swoim „twardym językiem”, w taki sposób, że przez całą godzinę (pełną, nie lekcyjną) żadne z dzieci nie odezwało się nawet jednym słówkiem, by nie przerwać katechecie Jego bardzo interesującej opowieści.

Dość szybko władza niemiecka zakazała nauki religii.

Czynne były jedynie szkoły białoruskie z nauką reguł prawosławia.

To był jeden ze sposobów (na ziemiach, na których do tej pory mieszkało w miarę zgodnie wiele nacji), prowadzenia polityki wzbudzania nienawiści narodowych.

Zakaz nie przeszkodził ani księdzu Maćkowiakowi, ani księdzu Pyrtkowi kontynuowania działalności. Wręcz przeciwnie, pracowali Oni z jeszcze większym zapałem.

Rodzice, chcąc ustrzec kapłanów przed represjami, ostrzegli swoje pociechy, by nie mówiły nikomu o odbywających się zajęciach.

Niestety…

Ktoś doniósł władzom okupacyjnym o tym, że w Ikaźni młodzi księża prowadzą katechezę.

Najpierw aresztowano księdza Maćkowiaka.

Ksiądz Pyrtek pojechał do Brasławia, by starać się o uwolnienie proboszcza. Nie wrócił już stamtąd do Ikaźni. Został również osadzony w więzieniu.

Na plebanii przeprowadzono dokładną rewizję, niszcząc przy tym wiele dokumentów.

Wieść o aresztowaniu kapłanów dotarła do ikaźnieńskich parafian dzięki mieszkańcowi Sobolewszczyzny, który pracował w „Granatowej Żandarmerii” (była to formacja całkowicie podporządkowana Niemcom).

I znów, jak zwykle, mężczyźni z Ikaźni i okolic spotkali się na mszarach.

Uradzili, że trzeba”wykupić” swoich księży.

Zorganizowali zbiórkę pieniędzy i złota.

Jeździli od domu do domu. Każdy z gospodarzy oddawał co miał cennego.

Jedna z parafianek wspominała, że Jej Ojciec dał na ten cel wszystkie carskie, złote monety.

Ludzie przekazywali również produkty spożywcze.

Plan „wykupu” kapłanów nie udał się, a zgromadzone na ten cel „dobra” przepadły.

Wymyślono więc, że należy napisać prośbę do władz niemieckich o uwolnienie księży.

Zredagowała ją i napisała pani Puszko, natomiast podpisali wszyscy parafianie.

Niepiśmienni mogli postawić tylko jeden krzyżyk, by nie zajmować zbyt dużo miejsca na kartce, ponieważ było ono potrzebne dla kolejnych… kolejnych… kolejnych…

Petycję tę zawiozło do Brasławia sześciu ikaźnieńskich parafian: Donat i Nikodem Mońscy, Antoni Jarocki, Justun Rydziko, Władysław Pietkun i Jan Purwin.

Pojechali… i już nie wrócili…

Zostali aresztowani i osadzeni w areszcie śledczym.

Tuż przed Bożym Narodzeniem 1941 roku przewieziono ich, wraz z księżmi, do więzienia w Berezweczu.

Będąc tam, mieli możliwość kontaktu ze swoimi kapłanami.

Widzieli Ich zmaltretowanych, skatowanych po odbywającym się codziennie śledztwie.

Widzieli Ich strach, a później ogromną przemianę duchową i spokój.

Księża mogli uciec z więzienia (pomoc w organizacji ucieczki proponował Im dyrektor szpitala w Głębokim – pan Zasztowt). Nie chcieli jednak narażać swoich parafian.

Obawiali się bowiem, że Niemcy mogą zastosować odpowiedzialność zbiorową.

Zanim przeniesiono Ich do celi śmierci, pożegnali się z uwięzionymi parafianami… Z płaczącymi parafianami…

Ksiądz Maćkowiak zwracając się do nich, powiedział: „Nie płaczcie, nasza śmierć będzie dla was uwolnieniem, będziecie wolni wszyscy…”

Doły śmierci wykopano w pobliżu Berezwecza. Kazano księżom zdjąć sutanny. Wzajemnie udzielili sobie odpuszczenia grzechów i stojąc na skraju dołów, tuż przed „strzałem śmierci” zawołali: „Niech żyje Chrystus Król!”.

Ich ostatnie słowa stały się ostatnim wyznaniem wiary.

Skąd o tym wiadomo?

W Berezweczu pracowali również ludzie z okolic Ikaźni.

Wspomniany wcześniej mieszkaniec Sobolewszczyzny, przyniósł brewiarze i inne osobiste rzeczy księży na plebanię. Opowiedział parafianom ze szczegółami jak przebiegały ostatnie chwile ich kapłanów.

To dzięki niemu dziś można przeczytać wzruszający list, który napisał ksiądz Stanisław Pyrtek do bliskich:

Kochany Tatusiu i Drogie Rodzeństwo.
Te kilka godzin dzieli mnie od śmierci niczym nie zasłużonej. Obowiązkiem kapłana jest złożyć i tę ofiarę za Chrystusa. Ginę za nauczanie religii. Nie placzcie ani się nie smućcie po mnie, idę do Mamusi i tam, wszyscy się spotkamy. Żegnajcie mi zatem. Dziękuję Wam za wszystko. Przepraszam za wszelkie zło. Serdecznie ściskam, całuję i pozdrawiam.
Bądź zdrów, drogi Tatusiu, kochane, siostry i drodzy malcy, wszyscy krewni i znajomi. Ślę Warn kapłańskie błogosławieństwo. Po trzech miesiącach więzienia cieszę się, że godny jestem cierpieć i umierać.
Więc nie rozpaczajcie, bo wszyscy się spotkamy. Całuję Was serdecznie.
Wasz ks. Stanisław.

Kochana Babciu, Romanie i Czarusiu.
Już mnie nie ma między żyjącymi. Obecnie znajduję się „ w celi śmierci”, a za trzy godziny po wszystkim. Ostatnie zatem pozdrowienia i ukłony. Tylko nie płakać po mnie, bo jestem spokojny i żal tylko tego, że Tej co prędko zmartwychwstanie, już na ziemi nie zobaczę. Ta kartka – to dowód, że o Was jak o swoich pamiętam. Ks. Jankowskiemu, Pawłowi, Adasiowi i Jasiowi, pozdrowienie. Czarusia ściskam- to mój mściciel. Swe kapłańskie błogosławieństwo Wam ślę.
Wasz ks. Stanisław

Następnego dnia po uśmierceniu księży, aresztowani parafianie zostali zwolnieni do domów.

W związku z tym, że po wojnie nie dokonano ekshumacji, do dziś nie wiadomo dokładnie, gdzie zostały zakopane ciała księży z Ikaźni.

Prawdopodobnie leżą pod strzelnicą strażników współczesnego berezweckiego więzienia…

Papież Jan Paweł II w czasie pielgrzymki do ojczyzny w dniu 13 czerwca 1999 r w Warszawie beatyfikował 108 męczenników wśród nich ikaźnieńskich księży – Władysława Maćkowiaka i Stanisława Pyrtka.

Niedaleko Memoriału w Głebokim (niegdyś to był teren przylegający do więzienia w Berezweczu), w lesie, jest symboliczny grób, m.inn. Księdza Maćkowaika i ks. Pyrtka.

Jeszcze niedawno udekorowany był biało-czerwonymi szarfami i wieńcami. Paliły się na nim znicze. Dziś nie ma tam żadnych dekoracji. Składane wiązanki kwiatów i lampki są natychmiast usuwane…